To był zdecydowanie najgorszy dzień całej wyprawy. Już rano okazało się, że żona mi się trochę przeziembiła i czuje się kiepsko, a do tego zaczął padać intensywny deszcz. W nie najlepszych nastrojach wyruszyliśmy w stronę Kuusamo z zamiarem zobaczenia słynnej skoczni, na której Adam Małysz święcił nie tak dawno tryumfy. Okazało się, że skocznia i cały ośrodek sportowy nie jest w samym Kuusamo, ale 25km wcześniej w miasteczku Ruka i nie zdołaliśmy bezpośrednio do niej dotrzeć. W samym mieście niewiele jest ciekawego do zobaczenia, więc z chęcią wyszlibyśmy na jakiś szlak turystyczny, których w pobliskim Parku Narodowym jest wiele. Niestety pogoda akurat tego dnia chyba się na nas uwzięła i nic z tego nie wyszło. Jedynym sensownym rozwiązaniem było zatem nadrabianie drogi do domu, aby w momencie kiedy warunki się poprawią mieć trochę nadplanowego wolnego czasu. Następnym przystankiem było miasto Suomussalmi, gdzie wybraliśmy sobie dosyć nietypową atrakcję do zobaczenia, a mianowicie wodospad Varisköngäs, ale i te zamierzenia spełzły na niczym, bo pomimo dokładnych wskazówek jak tam dotrzeć uzyskanych w informacji turystycznej, zabrakło oznakowania końcowego fragmentu szlaku i jeszcze ten deszcz... Do wieczora udało się dojechać jeszcze do Kaajani i dalej do miasteczka Sukeva, gdzie znaleźliśmy camping. Z racji deszczu i kiepskiego samopoczucia postanowiliśmy nie rozbijać namiotów tylko wynająć domek campingowy. Był to już drugi camping, na którym byliśmy jedynymi gośćmi. Oczywiście marny dzień musiał mieć równie marne zakończenie w postaci zbyt małej ilości ciepłej wody pod prysznicem. Jak dobrze, że ten dzień już się skończył...